sobota, 4 czerwca 2016

Tilda.

Wszyscy mają Tildę, zachciałam i ja. Ale, że: 1- z maszyną do szycia jeszcze za dobrze się nie znam (chociaż krążę wokół niej, oj krążę), a 2- nasz stary Łucznik chyba ma awarię, więc postanowiłam ją sobie po prostu wydziergać. Szczerze powiem, że sama przyjemność i wielka frajda :) I satysfakcja po skończeniu ogromna. Powstała więc ona, jesienna panienka. Dostała na imię Adela, bo tak mi do niej to imię bardzo pasuje. Wprawdzie mieszka na moim biurku, jednak panujący na nim artystyczny nieład nie pozwala na zrobienie jakiejkolwiek sesji zdjęciowej ;) W planach mam poszerzenie jej garderoby o inne fatałaszki, a co!






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz