Jako osoba bezrobotna i wiecznie bez pieniędzy, rozmyślałam, co ja mogę mojej Mamie na te urodziny podarować. Wstyd mi, że nie mogę dać jej czegoś naprawdę ekstra, co by ją ucieszyło, co by się przydało, ale wszystko obraca się wokół tych nieszczęsnych pieniędzy. No ale w końcu pojawiła się w mojej głowie ta mała żaróweczka - no przecież mam szydełko i nie zawaham się go użyć!
Zaczęły się poszukiwania inspiracji. Szybko wymyśliłam, że chusta będzie idealnym rozwiązaniem, bo zbliża się jesień, wieczory coraz chłodniejsze, a Mama uwielbia do późna przesiadywać w swoim ogrodzie. Chusta, chusta, którą będzie mogła się "obabulić" po sam nos, będzie idealna.
Wybór wzoru był niezmiernie trudnym zadaniem. Poprosiłam w fejsbukowej grupie o jakieś propozycje, wzory, schematy. Dostałam tego tyle, że nie wiedziałam, co najpierw mam przeglądać. W końcu wybrałam wzór, który nie wydawał się jakiś strasznie trudny, ale szalenie efektowny. VIRUS-TUCH. Cóż, teraz już wiem, że jest to chyba najbardziej oklepany wzór chustowy świata ;) Robi go po prostu KAŻDY.
Zaopatrzenie najbliższej pasmanterii było tak żałośnie skromne, że wzięłam po prostu cokolwiek... Mam włóczki głównie z drugiej ręki, ale na ten prezent chciałam nową, nieużywaną. Szybko okazało się, że 2 motki to śmiech i nigdy mi nie starczy na wielkość, jaką planowałam. Zamówiłam więc przez internet kolejne 3 motki i tu zaczął się cyrk nie z tej ziemi, bo przesyłka szła do mnie 2 tygodnie! Byłam dość przerażona, bo: po 1) bałam się, że dałam się oszukać i włóczka w ogóle do mnie nie przyjdzie; 2) czas na zrobienie chusty dramatycznie mi się kończył i istniało ryzyko, że po prostu nie zdążę jej zrobić na czas, zwłaszcza, że nie mam jeszcze wprawy i czasem zwyczajnie... dłubię. Wreszcie jednak włóczka przyszła!
Od początku podejrzewałam i liczyłam się z tym, że będę się mylić, coś spruwać, poprawiać, przeklinać i rzucać to wszystko w kąt. Ale nie sądziłam, że będę pruć połowę chusty równe 3 razy! Tak! Bo ciągle coś mi nie pasowało - a to układ kolorów, a to zbyt luźne łańcuszki, a to krzywe ściegi, a to to, a to tamto. Po kilku wieczorach miałam serdecznie dość tego wzoru i tej chusty; raz nawet przeszło mi przez myśl, żeby to olać i zrobić coś zwykłego, najprostszego, jak na początkującą przystało... Ale nie poddałam się i brnęłam dalej w tę chustową masakrę.
Jak dowiedziałam się niedawno, ten wzór doświadczone szydełkomaniaczki robią nawet w ciągu jednego weekendu, przy czym normalnie jeszcze zajmują się domem, wykonują codzienne czynności. Cóż, ja tworzyłam tę chustę po prostu skandalicznie długo, bo ponad 2 tygodnie. Po trosze usprawiedliwiam się tym, że nie mogłam sobie ot, tak usiąść i dziergać, bo miał to być prezent i musiałam się z nim kryć, więc robiłam to tylko po nocach. A nawet wtedy istniało ryzyko wpadki, bo często miewam wizyty w pokoju i zbieram ochrzan za nocne siedzenie. Także zawsze miałam pod ręką coś, czym mogłam robótkę zasłonić, gdyby Mamie zachciało się wpaść znienacka do pokoju.
Wzór - rzeczywiście banalny, chociaż na pierwszy rzut oka wygląda na skomplikowany, jednak po kilku rzędach, gdy chusta zaczynała się wyraźnie powiększać, miałam go już serdecznie dość. W oczach mi się dwoiło i troiło od tych łańcuszków, których nienawidzę robić, i które tak prawdę mówiąc, raczej średnio ładne mi wychodzą. Monotonia brała górę i bardzo szybko się nudziłam jednym i tym samym. Zwłaszcza ostatnie rzędy wydawały się po prostu nie mieć końca. Łańcuszki, słupki, łańcuszki, słupki... Zdarzało się, że robiłam sobie dzień przerwy, bo po prostu już nie dawałam rady, czułam straszną niechęć do tego wzoru. Wiem teraz, że na pewno szybko do niego nie wrócę. Bardzo mnie zmęczył.
W efekcie końcowym powstało 17 rzędów głównego motywu. Chusta ma grubo ponad 2 metry rozpiętości. Planowo miała być właśnie taka duża, miała grzać po nerkach, być długa, spowijać cały tułów. I tak wyszło. Jeszcze jedna kwestia, która napsuła mi krwi i doprowadziła do łez, to zmiana koloru włóczki... Teoretycznie wiem, jak to robić płynnie i zamaskować wystające nitki, ale tutaj po prostu za cholerę nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Wzór jest ażurowy, nie udawało mi się chować nitek niewidocznie, więc w akcie desperacji zaczęłam obrabiać brzeg półsłupkami. Okazało się to niewystarczające, bo kolory i tak przebijały, więc chcąc, nie chcąc, wzięłam zwykłą igłę, ciemną włóczkę i zaczęłam jechać na okrętkę miejsce przy miejscu... Nigdzie nie widziałam tego wzoru z kilkoma łączonymi kolorami, zawsze każda chusta jest robiona jedną włóczką wielokolorową, melanżową... Czy tylko ja potrafię sobie tak utrudniać życie?
W wielkich bólach postała jednak ta chusta. Gdy się jej przyglądam, myślę, że mogłam poprawić to, czy tamto, ale teraz już na to za późno. Miała być jeszcze wyprana i blokowana, ale nie ma na to szans, bo już jest intensywnie użytkowana ;) Wcześniej też nie dałam rady tego zrobić, nie bez wiedzy głównej zainteresowanej, która rzadko opuszcza dom na dłużej i nie dałoby się ukryć suszenia tak wielkiej chusty. No mówi się trudno... Reakcja na prezent była bezcenna, nawet polały się łzy wzruszenia. Czyli wszystko tak, jak powinno być ;)
"Virus-tuch" dał mi tak popalić, że nieprędko do niego wrócę. Będzie mi się śnił po nocach i jeszcze długo od siebie odrzucał. Ale jak to ktoś mądrze napisał, jest to wzór, po który każdy wcześniej, czy później sięga, każdy chce go zrobić. Ja zrobiłam. I na tę chwilę mówię - nigdy więcej!
Pozdrawiam :)
Przepiękna chusta, uwielbiam ten wzór a kolory wprost fantastyczne. Wzór jest łatwy do zapamiętania i tak masz rację po pewnym czasie nuży. Nie wiem jak ty Malinko ale ja staram się mieć dwie lub więcej zaczętych robótek i gdy jedna z nich zaczyna być dla mnie nudna , przechodzę na kolejną :) Pomysł na prezent wyśmienity, wiem to bo właśnie skończyłam (właśnie tym wzorem) imieninową chustę dla mojej mamy lecz w zdecydowanie bardziej stonowanym kolorze. Pozdrawiam serdecznie .
OdpowiedzUsuńWzór jest rzeczywiście świetny, naprawdę pięknie wygląda, zwłaszcza, jak się go jeszcze jakimś melanżem zrobi, ale ja bardzo szybko nudzę się jednostajną pracą, a taki jest ten wzór. Najśmieszniejsze, że tak się zarzekałam, że nigdy więcej do tego wzoru nie wrócę, a tu cóż... ktoś mnie poprosił o zrobienie czegoś szydełkowego na licytację charytatywną, a chusta tym wzorem no aż się prosi o wydzierganie :D Tak więc chyba znów pół nerwów stracę ;) Jeśli chodzi o kilka zaczętych prac, to mam! Ale w związku z tym kolejny problem - wszystkie chciałabym skończyć, a nie wiem, od której zacząć, zwłaszcza, że czasu ostatnio nie mam na nic :( Tak więc z tym szydełkowaniem to ogólnie wesoła sytuacja wiecznie jest :) Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Usuń